
Ostatnio dużo się mówi i pisze o negatywnych skutkach Internetu w aspekcie nauki online. Dzieci też są w większym stopniu narażone na agresję w sieci w czasie lockdownu niż przed pandemią i mają z tym coraz większe problemy psychiczne. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę na przykład hasło „przemoc w Internecie” i otrzymujemy całą listę ciekawych pozycji na ten temat. Pytanie tylko, co z tym robimy. Ostatnio przeczytałam interesujący Poradnik dla rodziców wydany przez akademię NASK autorstwa Anny Borkowskiej. Tylko ilu rodziców to przeczyta? I czy będą wiedzieli, co konkretnie mają robić. Rozmawiać? Zabezpieczać? Przypominać? Co robić tak zwyczajnie, na co dzień po przyjściu z pracy?
Pewne jest, że po lockdownie dzieciaki wrócą mocno poturbowane. Tych siniaków nie będzie widać, bo one będą gdzieś bardzo głęboko ukryte. Chyba więc pora o tym pomyśleć – od czego zacząć to odgruzowywanie? Czy od nadrabiania materiału szkolnego, czy od leczenia ran w sercach? A nie będzie to łatwe, bo dzieci nie potrafią o tym rozmawiać, tylko pokazują swoje problemy zachowaniem.
Jako nauczyciele jesteśmy pozostawieni sami sobie. Kuratoria tylko monitorują, a niestety nie wspierają. Oczywiście, jak wspomniałam wcześniej, jest sporo szkoleń online i materiału w Internecie więc możemy się dokształcić. Naszym największym orężem jest przecież wiedza i umiejętność robienia z niej pożytku. Pytanie tylko, czy wszyscy nauczyciele będą potrafili radzić sobie z zachowaniami uczniów w odpowiedni sposób? To przecież sfera mocnych emocji i napięć. Obawiam się, że MEN niewiele nam pomoże, a mógłby, zatrudniając chociażby profesjonalistów, psychologów wspierających nauczycieli, uczniów i rodziny, proponując konkretne działania.
Jeszcze przed pandemią nauczyciele dostrzegali negatywne skutki w zachowaniu swoich podopiecznych. Twórca pedagogiki przeżyć Kurt Hahn nazywa je „czterema brakami młodego społeczeństwa”, wyliczając:
Do tego w ostatnim czasie zauważa się kompletny brak entuzjazmu w nauce, który zastąpiono ćwiczeniami zamkniętymi, przewidywalnymi. A przecież każdy pamięta Kena Robinsona, który był guru dla wielu z nas. On nam pokazywał, że brak entuzjazmu, radości odkrywania, indywidualnego podejście do ucznia i zagadnienia kompletnie nie stymulują do wzrostu własnej wartości, kreatywności, zaradności, skuteczności itd., czyli tego wszystkiego, co znamy jako dobrostan szkolny.
Póki co, to osobiście jestem fanką wszelkiego rodzaju zespołowych, spontanicznych działań o charakterze, nazwałabym to – radosnym. Takich, które bezpośrednio nie przekładają się na realizację podstawy programowej, ale przekładają się na ważniejsze obszary.
Optymizm i radość są niezmiernie ważna w procesie nauczania i wychowania. W ubiegłym roku oglądałam wyzwanie taneczne zainicjowane przez grupę dzieciaków z Angoli do południowoafrykańskiej piosenki Jerusalema. Choreografia jest tak prosta i powtarzalna, że każdy może spróbować, bo daje to ludziom na całym świecie poczucie wspólnoty w trakcie zniszczenia przez pandemię COVID-19. To właśnie jest sztuka tworzenia radości z bólu, w którym teraz żyjemy. Wiele takich wspólnych wydarzeń realizowali też polscy nauczyciele. Przykładem niech będą choćby kolędy śpiewane wspólnie online przez uczniów wielu szkół i prezentowane na YouTube.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy nauczyciel będzie tańczył i śpiewał po powrocie do szkoły i co by na to powiedział Nasz Pan Minister, ale każdy z nas może pomyśleć, jak się na ten powrót przygotować i może pomysły posyłać dalej.
Pewne jest to, że my nauczyciele musimy wykrzesać z siebie tę radość, musimy się przygotować do przekazywania tej radości sami, bo to dla nas najtrudniejsze zadanie w tym trudnym czasie. Swoje osobiste problemy i frustracje musimy chować, gdy obserwują nas podopieczni.
Musimy, bo jesteśmy za nich odpowiedzialni.
Autor: Elżbieta Bowdur, Stowarzyszenie KISS